poniedziałek, 7 grudnia 2009

Stracony tydzień

Witam po kilkudniowej przerwie. Jak już sam tytuł sugeruje, miniony tydzień nie należał do najlepszych. Na początek wkleję screeny z poszczególnych dni, a na koniec dodam kilka słów komentarza.








W dni powszednie handlowało mi się bardzo dobrze. Rynki w których uczestniczyłem zachowywały się dokładnie tak, jak chciałem. Jeżeli już trafił się jakiś nieprzewidywalny rynek, to bez problemu zamykałem transakcję z minimalnym zyskiem, albo bez zysku (vide: Timisoara-Ajax, Bayern - M'Gladbach). Dzięki tym wszystkim decyzjom już przed weekendem zrealizowałem tygodniowy plan, a sobota i niedziela miały być swego rodzaju wisienką na torcie, zwieńczającą udany okres gry.

Sobota zaczęła się zgodnie z planem. Podejmowane przeze mnie decyzje były słuszne i nic nie zapowiadało katastrofy, aż do meczu Milan - Sampdoria. Wszedłem na ten rynek około 15 minut przed rozpoczęciem spotkania. Po kilku minutach trend się odwrócił i nagle kursy na under zaczęły rosnąć. Już wtedy przeczuwałem, że coś może pójść nie tak. Niemal natychmiastową reakcją w takim przypadku powinno być wyjście z rynku z minimalną stratą. Oczywiście tego nie zrobiłem i postanowiłem poczekać na początek spotkania, aby zamknąć transakcję "na zero". W 2' minucie spotkania moja naiwność i amatorstwo zostały skarcone bramką dla Milanu. Takie sytuacje się zdarzają, a dla mnie powinien to być ostateczny sygnał żeby ciąć straty. Jednak kolejny raz nie podporządkowałem się logice, nie chcąc zaakceptować straty rzędu 20€ (dla przypomnienia moja wyjściowa stawka, to 40€). Zdecydowałem, że poczekam jeszcze parę minut, aż kursy na under spadną, dzięki czemu opuszczę rynek z mniejszą stratą. Przeliczyłem się, gdyż w momencie wystawiania przeze mnie zakładu lay under 2.5 padła druga bramka dla Milanu, a chwilę później trzecia, co pozbawiło mnie jakichkolwiek złudzeń o możliwości odzyskania chociażby części stawki włożonej w ten rynek.

Nie ukrywam, że powyższa sytuacja zachwiała moją pewnością siebie. Postanowiłem jednak dokończyć dzień grając rynki, które miałem w planie dnia. Dzięki temu odrobiłem część strat. Reszta miała zostać odrobiona w niedzielę.

I znowu deja vu. Początek dnia wyśmienity, ponad 12€ zysku, prawidłowy dobór rynków, a także decyzyjność. Przychodzi jednak mecz PAO - Atromitos. Standardowo ok. 10' min. przed meczem gram under 2.5 i za chwilę wystawiam lay, a dosłownie wraz z pierwszym gwizdkiem muszę odejść od komputera. Wróciwszy, widzę, że padła bramka w 6' minucie, a mój lay nie został przyjęty. Zdenerwowałem się tym faktem, bo jestem niemal w 100% pewien, że gdybym śledził ten rynek, to po 2-3 minutach wyszedłbym z niego bez zysku, albo z minimalną stratą. Mając w pamięci mecz Milan - Sampdoria nie zamierzam jednak znowu zdawać się na ślepy los i opuszczam rynek ze stratą 12€, będąc niezmiernie zadowolonym z podjętej decyzji, bo tak właśnie powinienem się zachowywać na każdym rynku, na którym szybko pada bramka.

Chwilę później ma miejsce sytuacja, której do teraz nie potrafię wyjaśnić. Mecz NEC - Twente. Overowa liga, overowe zespoły, bramka strzelona w 15' minucie, a ja chwilę później gram back... under 2.5 zakładając, że kursy na to zdarzenie po kilku minutach od strzelenia bramki spadną, dzięki czemu wyjdę z transakcji z zyskiem. Moja głupota i naiwność zostają szybko skarcone, bo już trzy minuty później pada druga bramka, przez co nawet nie zdążyłem wystawić zakładu przeciwnego. W tych okolicznościach znowu nie pozostaje mi nic innego, jak opuścić rynek ze stratą, dużą stratą. Stratą, która w ogóle nie powinna być miejsca.

Po tym zdarzeniu moja koncentracja zupełnie się rozsypała. Grając kolejne rynki pozbawiony byłem pewności siebie, a czary goryczy dopełnił mecz Villarreal - Getafe. Back zagrany po kursie 2.06 około 15 minut przed meczem. Chwilę później wystawiony lay po kursie 2.00. Transakcja niemal modelowa. W momencie rozpoczęcia meczu kursy na under spadły do 2.02, więc do zamknięcia rynku z zyskiem brakowało mi jednego ticka. Wreszcie kurs spada do 2.00, gracze zaczynają kupować i bum, pada bramka dla Getafe. Mojej stawki nikt nie zdążył wziąć, bo była za daleko w kolejce. Pech, bo gdybym zdecydował się wejść na rynek trochę wcześniej, to pewnie opuściłbym go z zyskiem. Cóż, takie życie. Dobrze, że przynajmniej bez chwili zastanowienia potrafiłem zaakceptować ten fakt i wyjść z rynku ze startą.

Jak widać, był to tydzień, a precyzyjniej rzecz ujmując - weekend, pełen emocji. Znowu nauczyłem się kilku ważnych rzeczy. Mocno liczę na to, że podobne błędy, jak w przypadku meczów Milanu i NEC nie zostaną już przeze mnie popełnione.

Cele na obecny tydzień:

- odbudować pewność siebie
- poprawić decyzyjność w przypadku meczów z szybko strzeloną bramką
- nie podejmować pochopnych decyzji (vide mecz NEC-Twente)
- zakończyć tydzień z zyskiem

5 komentarzy:

  1. Witaj Szewa
    Z zalozenia temat fajny, bliski mi, gdyz ma dotyczyc handlu kursami.
    NIe rozumiem jednego, dlaczego nie chcesz zamykac ujemnej transakcji przed rozpoczeciem, przeciez to bylyby kwoty rzedu 0,5-2j. a tak lapiesz sie na straty po 15, 20 czy 40j. rozumiem ze zgadzasz sie na pewne ryzyko wychodzac na paczatku meczu, ale mysle ze to jest zludne. w tych meczach gdzie padly szybkie gole drugie bramki padaly w 33, 21 i 17 min, a Ty ciagle tkwiles w rynku liczac ze zmniejszysz strate. Wg mnie nie tedy droga.
    Z kazda porazka usprawiedliwiasz sie w ten sam sposob, mowisz ze sie nauczyles czegos nowego i wyciagniesz wnioski, a faktycznie popelniasz te same bledy, wchodzisz w mecz, lapiesz sie na szybka bramke czasami nawet na druga, nie akceptujesz malych strat.
    MOim zdaniem bylbys duzo dalej z wynikami gdybys bral te male straty a wyeliminowal te po 20j.
    Ciekawe czy na nastepnym weekendzie zobaczymy podobne opisy jak ten w przypadku AC Milan-Sampdoria.
    SZewa, nie zrozum mnie zle, szczerze mam uznanie dla Ciebie za taki temat, za to co pokazywales na mecz.pl, naprawde. Nie mialem tez zamiaru przemadrzac sie piszac komentarz. Wg dobre kolezenskie rady sa zawsze w cenie. Choc wiem ze kazdy ma swoj sposob handlowania.
    Ale moze to pomoze, zrob tak, mowisz ze masz dobra decyzyjnosc, wiec tam gdzie transakcja poszla nie po twojej mysli powpisuj -1.1j (bo taka pewnie bedzie srednia)na bilansie nie bedzie juz tych -15 -20 i -40 i zobacz czy nie bedziesz dalej z kasa.
    Jeszcze jedna rada, zainteresuj sie handlem w trakcie przerwy aktualnego wyniku na 'correct score', naprawde warto.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za wpis.

    Absolutnie nie odbieram go negatywnie, wręcz przeciwnie. Właśnie liczę na to, że ktoś pomoże mi dostrzec to, czego sam nie potrafię dostrzec. Przed chwilą przejrzałem szczegółową historię moich transakcji z poprzedniego tygodnia i zdecydowana większość z nich została zamknięta już przed meczem. Problem mam właśnie z rynkami, gdzie wchodzę in play i czekam kilka minut na wyjście z rynku. Myślę, że kolejnym etapem "wtajemniczenia" będzie właśnie decyzja o wyjściu z rynku w momencie rozpoczęcia spotkania bez zysku albo z minimalną stratą.

    Patrzą na przegrane rynki uświadamiam sobie, że na marne idzie całotygodniowa praca, co nie miałoby miejsca, gdybym w odpowiednim momencie powiedział pas. Tutaj pojawia się też kolejny problem: nadmiar granych rynków w weekend. Jest ich tak dużo, że czasami wypadają mi spod kontroli. Zastanawiam się w związku z tym, czy nie ograniczyć weekendowego grania do max. 10 rynków na dzień. Postaram się to wypróbować w tym tygodniu.

    Dzięki również za zwrócenie uwagi na rynek "correct score" w przerwie meczu - szczerze mówiąc nigdy się nim nie interesowałem, ale w trakcie dzisiejszych spotkań rzucę okiem i zobaczę z czym to się je ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szewa spróbuj jeden cały tydzień handlować tylko przed pierwszym gwizdkiem. Gwarantuje, że zyskasz bardzo ważną rzecz - komfort psychiczny. I z dużą dozą prawdopodobieństwa zyska też Twój portfel na takiej decyzji.

    Wydaje mi się, że za dużą wagę przywiązujesz do statystyk i dlatego tak się boisz wychodzić z rynków ze stratą. Zaglądasz do historii, widzisz wspaniałą serię kilkudziesięciu plusów i żal Ci ją przerywać jakimś małym minusem.

    Gdy ja zaczynałem przygodę z traidingiem to wszystkie zakłady wrzucałem na bieżąco do Excela (do znajomego Ci arkusza) i nawet te malutkie minusy mnie drażniły, bo zaniżały statystyki w kilku mało istotnych kolumnach. Ale od początku założyłem, że zamykam wszystko przed startem i długo się tego trzymałem.

    Po kilku miesiącach trafił się mecz, gdzie kursy poszły dość ostro nie po mojej myśli i po raz pierwszy zdecydowałem się zaryzykować i zamknąć zakład in-play. Oczywiście skończyło się przełamaniem serwisu na dzień dobry i wyszedłem z rynku na minusie dwukrotnie wyższym.

    W kolejnych miesiącach trafiło mi się jeszcze kilka rynków, gdzie również stałem przed podobnym dylematem, ale zawsze przypominałem sobie tą pierwszą wtopę i akceptowałem większy niż zwykle minus. Oczywiście później już nie śledziłem przebiegu meczu i kursów, żeby sobie nie wypominać, że jednak mogłem zaryzykować i poczekać do rozpoczęcia spotkania.

    Po tej pierwszej porażce zaprzestałem również prowadzić regularne statystyki i teraz sporządzam je na luzie raz na 3 miesiące. Dzięki temu skupiam się głównie na końcowym bilansie, a nie na takich mało istotnych kolumnach jak skuteczność czy ilość inwestycji zakończonych na minusie.

    Jak Tobie w dalszym ciągu nie uruchamia się czerwona lampka z napisem "LDU - Fluminense", "Blackpool - Preston" czy "Milan - Sampdoria" to zapisz sobie te mecze na małej kartce i przyklej do monitora.

    No chyba, że dalej będziesz się łudził, że czekanie z zamknięciem zakładu przez kilka minut od rozpoczęcia jest korzystne na dłuższą metę i wyzywał się od amatorów za każdym razem, gdy ktoś wsadzi bramkę w 1 minucie.

    Teraz i tak operujesz niskimi stawkami, więc nie sądzę, żeby kierowała Tobą kalkulacja ewentualnych strat. A zapewniam, że jak jeden tick w złą stronę zaczyna kosztować kilkadziesiąt euro to dużo trudniej akceptuje się straty przed startem, jak się nie wyrobi w sobie odpowiedniego podejścia i chłodnej, a nie emocjonalnej kalkulacji.

    Na koniec życzę powodzenia i mam nadzieję, że prawidłowo zinterpretujesz mój post.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozwolę sobie napisać kilka zdań...

    Sądzę, iż wiele prawdy jest w słowach moich poprzedników. Jesteś zakładnikiem ładnej statystyki :) Owszem sam prowadzę dziennik moich rynków w exelu, co uważam za bardzo pomocne, ale jeśli nie nauczysz się akceptować straty i zamykać rynek przed zdarzeniem - nie poprawisz swoich wyników. Gdy zaczynałem trading przeglądnąłem sobie moje ostatnie rynki. Na "tapetę" wziąłem 400 tradów i co się okazało? Skuteczność na poziomie 88%, a zyski relatywnie do statystyki małe. Małe właśnie dlatego, że nieudany trade był kilka razy większy niż udany. To nauczyło mnie jednego - ciąć straty szybko i nie cieszyć się wysoką statystyką udanych tradów (która faktycznie wygląda ładnie), a bilansem zysków i strat :)

    Zresztą statystyka też zależy od sposobu handlowania. Inaczej to wygląda przy skalpowaniu, inaczej przy szukaniu dużego swingu :)

    Sam handluję na koniach, więc granie inplay - z oczywistych względów - nie ma u mnie miejsca. Jest to zbrodnia i każdy myślący trader nie może sobie pozwolić na pozostawienie zakładu inplay.

    Na piłce jest troszkę inaczej, ale jeśli myślisz o tym poważnie to musisz nabrać absolutnie podstawowych nawyków, takich jak akceptowanie małych strat, zamykanie przed meczem/gonitwą ect.

    Takie abecadło tradera :)

    Blog będę czytał, bo interesuje mnie tematyka handlu, więc czekam na kolejne wpisy, życząc wszystkiego najlepszego.

    Może sam takowy założę opisują tylko handel na koniach. Polskojęzycznego jeszcze nie widziałem...

    Raz jeszcze - Powodzenia Szewa :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobra idea bloga i fajnie to przedstawiasz. Nawiąże do tego o czym pisali koledzy wcześniej - umiejetność cięcia strat i konsekwentne unikanie in-play.

    To nie jest takie łatwe, rozumiem Cię i sam mam z tym problem. Jednak tak jak pisze John Dee na dłuższą metę bardzo się opłaca wychodzić ze stratą. Nie czekać na live, bo w meczu może sie wszystko zdażyć. Lesza mała strata niż ryzyko dużej. Trading live to praktycznie ociera się o gambling. Wiem co mówię, bo podliczając moje straty gdzie zostawiłem zdarzenia na in-play żeby sprzedać na początku i nie wyszło z powodu szybkiego gola wynoszą u mnie kilkaset EUR. Milan z Sampdorią też mnie zaskoczył na ponad 100 EUR :/

    Tak więc dyscyplina, kontrolowanie emocji i ostrożnie z chciwością a będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń